Spojrzał na nią ze zmartwieniem, myślał co powiedzieć by ją nie zranić.
- Córeczko, ja… - wziął się w garść – Pamiętasz tą książkę z kłódką?
Kiwnęła głową, tuliła smutno poduszkę.
- Kiedyś…gdy byłaś mniejsza…otworzyłem ją…
- Naprawdę? – zdziwiła się.
- Trochę ciężko było ją rozszyfrować, ale udało mi się…
- Ale co to ma wspólnego ze mną?
- Otóż…nie chciałem tego mówić, ale… - spojrzał w jej oczy smutno – Jesteś adoptowana…a ona…była z tobą…znaleźliśmy cię nieprzytomną na ulicy…gdy się obudziłaś, znałaś tylko swoje imię…
Zamurowała ją ta wiadomość, milczała.
- Nie chciałem żebyś cierpiała…dlatego nic nie mówiłem…
Popłynęły jej łzy, przytuliła mocno poduszkę.
- Kochanie… - zmartwił się.
- Czyli…nie jestem waszą prawdziwą córką?
- Dla nas to nie jest ważne, kochamy cię, jesteś naszą córeczką…
- A ta książka…co w niej jest? – spytała nadal z płynącymi łzami.
Nagle weszła Felicja z ozdobną księgą.
- Mówi o magicznym wymiarze…gdzie mieszkają wróżki i inne stworzenia…
- Wróżki? – zdziwiła się – Przecież to bajki…
- Niestety nie…to dowodzi czemu twój pokój został zamrożony… - Felicja.
- Czyli myślicie że jestem w czymś rodzaju wróżki?
- Na to wygląda, ponieważ na Ziemi nie istnieje magia – Henry.
Spuściła głowę. Po chwili wytarła łzy i przytuliła swego tatę.
- To nie ważne…nie ważne że jesteście moimi przybranymi rodzicami…kocham was mimo tego…
Felicja i Henry uśmiechnęli się szczęśliwi.
- Skoro mogę używać magii, to muszę się jej nauczyć kontrolować…tylko że… - zaśmiała się nerwowo – Nie wiem jak…
Felicja podała jej książkę.
- Ona należy do ciebie…od niej możesz się wiele dowiedzieć…
Złapała ją niepewnie. Nagle zaświeciła oślepiającym światłem, zobaczyła fragment swego snu, tym razem zobaczyła wiedźmy. Wystraszona obudziła się z transu oddychając szybko.
- Aurora, co się stało? – zmartwili się.
- Zobaczyłam…jakieś królestwo….wiedźmy…
Zmartwiony Henry spojrzał na Felicję.
***
Wieczorem. Aurora jeszcze nie spała, siedziała obok okna, które było szeroko otwarte, spoglądała smutno na księżyc.
- Gdzieś tam…są moi biologiczni rodzice…z tego co mówili znaleźli mnie gdy miałam pięć lat, czyli znałam swych rodziców…pewnie żyłam tam gdzie oni…tylko co się z nimi stało? Gdzie oni są? –
dostrzegła na niebie spadającą gwiazdę – Spadająca gwiazda… - zamknęła po chwili oczy – Chciałabym zobaczyć swych biologicznych rodziców – po chwili jednak słychać było ogromny wybuch. Otworzyła szybko oczy i spojrzała w kierunku lasu, widać było tam kolejne wybuchy – Co tam się dzieje? – ubrała się i ostrożnie wymknęła się z domu.
Zaczęła zbliżać się w kierunku lasu. Gdy dotarła na miejsce zobaczyła, że niektóre drzewa były zamrożone.
- Zamrożone na kość? – wyszeptała zdziwiona. Po chwili w jednym wgłębieniu ziemi dostrzegła maleńkiego niebieskobiałego chińskiego smoka, był nieprzytomny, podbiegła do niego i delikatnie wzięła na ręce – Obudź się… - potrząsała nim delikatnie, jednak nie reagował. Dalej jednak próbowała. Słychać było dziwne odgłosy zza krzaków, spojrzała tam wystraszona. Nagle z nich wyskoczyły potwory, zaatakowały ją, oberwała jednak nadal trzymała smoka delikatnie do siebie tuląc.
- Oddaj nam smoka a nie pożałujesz…
Pomrugała oczami zdzwiona.
- Wy mówicie? – po chwili spoważniała – Nie oddam!
- Sama się o to prosiłaś! – znów zaatakowały ją, znów oberwała i upadła na ziemię – Ależ to łatwe – jeden z nich zaśmiał się…
- To okropne…to tylko niewinne stworzenie…
- Nie ważne…jego krew jest dla nas cenna…
Spojrzała na smoka zmartwiona, położyła go delikatnie obok jednego z drzew i spojrzała na nich poważnie.
- I co zrobisz? Rozpłaczesz się? Jesteś tylko zwykłym człowiekiem…
Nagle zaczęła otaczać ją mroźna aura, która zaczęła ją przemieniać. Na jej ciele pojawił się strój z futrem, a na plecach skrzydła. Obejrzała się dokładnie.
- C…co to?
- Niemożliwe! – jeden z potworów krzyknął przestraszony – Co tu robi wróżka! Przecież na Ziemi już ich nie ma!
Spoważniała, spojrzała na potwory.
- Odejdźcie, inaczej was zamrożę na kość! – nagle zaczęła się skupiać, skierowała w nich słabą kulę lodu.
- Uciekamy!! – po chwili zniknęli.
- Ej! Nie skończyłam! – zawołała wkurzona – Ale tchórze…
Spojrzała po chwili na nieprzytomnego smoka, podeszła do niego smutna, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie wiem jak mam ci pomóc…tak bardzo bym chciała, ale jak? – jej łza skapnęła na jego ciało, nagle smok zaświecił. Zdziwiona popatrzyła na to. Nagle owy smok otworzył swoje ślepia i spojrzał na nią, uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Dziękuję…
-Ty mówisz?
- Naturalnie…każdy smok to potrafi, choć nie zawsze ma na to ochotę… - stanął na równe nogi – Kim właściwie jesteś?
- Nazywam się Aurora… - spojrzała na siebie – Nawet nie pytaj czym dokładnie jestem, bo nie wiem…dopiero teraz wszystko zaczynam rozumieć…
- Wróżka lodu z Ziemii…ciekawe…a właśnie…ja nazywam się Polaris, jestem lodowym smokiem z wymiaru Magix…
- Magix? –zdziwiła się – Ta magiczna kraina wróżek?
Kiwnął łepkiem.
- Mogę cię tam zabrać jeśli chcesz, przynajmniej nie będą już tutaj robić większych szkód…
Nagle jej strój zniknął.
- Czemu właściwie cię gonią?
- Chcą mojej krwi…myślą że dzięki niej staną się nieśmiertelni, to jest po prostu czysta głupota…
Posmutniała.
- Co się stało?
- Nie…nic…tylko że dopiero teraz dowiedziałam się że tak naprawdę nie pochodzę z tego świata…i ta moc… - spojrzała na swe dłonie – Chciałabym ją móc kontrolować…by nikogo nie skrzywdzić…bardzo boję się tego…
- To idź do szkoły dla wróżek w Alfeii…
- Szkoła? – zdziwiła się, uśmiechnęła się – Spróbuje…chociaż się trochę boję…
- Nie martw się…będę ci pomagał…jeśli tylko tego chcesz…
- Nie znam się na tamtejszym wymiarze, więc każda pomoc się przyda…
***
Następnego dnia rano. Aurora weszła do sklepu swego taty.
- Tato…muszę z tobą porozmawiać… - spojrzała zmartwiona, nie wiedziała jak to powiedzieć.
- O co chodzi kochanie? – spojrzał na nią.
- Wczoraj dowiedziałam się coś interesującego…
- Co takiego?
- Dowiedziałam się że moja moc jest związana z tym że jestem jakąś wróżką…i by móc ją kontrolować muszę uczęszczać do specjalnej szkoły…i…
Zamknął oczy myśląc, był odwrócony do niej plecami.
- I chcesz się mnie spytać o pozwolenie? – dokończył za nią.
- N…no tak…muszę wiedzieć kim naprawdę jestem i to może być okazja…obiecuję że będę do was codziennie dzwonić
Henry długo się na to zastanawiał, odwrócił się do niej.
- Skoro tego chcesz…nie mogę cię powstrzymywać…
Słyszała to Felicja, która od dłuższego czasu stała w drzwiach.
- Martwię się o ciebie…
- Dam sobie radę mamo, zresztą nie jestem sama… - nagle na jej ramieniu pojawił się Polaris.
Zaniemówili widząc go.
- Czy…czy to prawdziwy smok? – zdziwiła się Felicja.
- Tak…wczoraj uratowałam go od potworów…nawet nie wiedziałam że coś takiego potrafię – spojrzała na Henry’ego – Tato…
Spojrzał zmartwiony na Felicję, ona tylko westchnęła ciężko.
- Nic na to nie poradzimy skoro chce wiedzieć o swej przeszłości…
Przytuliła ich szczęśliwa.
- Dziękuję…kocham was bardzo…
Zaśmiali się nerwowo.
Wieczorem. Aurora znów miała sen o tym samym miejscu, jednak tym razem była tam postać kobiety w niebieskiej masce. Zaczęła się do niej zbliżać wołając ją po imieniu.
- Kim jesteś? Czego chcesz?
Nie odpowiedziała. Nagle gwałtownie się obudziła, cała wystraszona.
- Nie rozumiem…kto to jest?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz